Do Kotoru dojechaliśmy wieczorem. Po zrobieniu zakupów wybraliśmy się na wzgórze z twierdzą.
Było ciemno, więc na samą górę nie udało nam się dostać. Zjedliśmy kolację (jogurty zakupione:) ) siedząc na murze osłaniającym chodnik prowadzący w górę przed zboczem. Kolacja z widokiem na port/ przystań? i całe dolne miasto.
Po kolacji wybraliśmy się inną drogą do miasta górnego: urokliwe wąskie uliczki (miejscami mieszkańcy domów mogliby na upartego przedostać się z domu po jednej stronie do domu po drugiej stronie 'ulicy':) ), ryneczek tętniący życiem kulturalnym: mnóstwo kawiarenek, restauracji, dziesiątki turystów krążących wokół bądź zajadających się lodami przy stoliczkach rozstawionych na środku placu 'rynkowego'.
Urocze.
I kosztowne.
Pora wracać. Pora szukać noclegu. Zatrzymaliśmy się na skraju parkingu przy Zatoce Kotorskiej.
I tam też zasnęliśmy:)