Zanim tu trafiliśmy planowaliśmy wyprawę w góry.
Kierowaliśmy się więc w okolice gór z założeniem, że na jakiś szlak musimy trafić.. Dojechaliśmy do wioski. Nie pomnę nazwy. Wioska okazała się końcem świata;) Stare, rozpadajace się co i rusz domy, tambylcy przyglądali nam się z zaciekawieniem. Prawdopodobne bardzo, że turyści rzadko tam trafiają - kierowaliśmy się jedynie górami na horyzoncie.
Wracając z wioski (przejazdu przez nią nie było, stąd wspomniany 'koniec świata') zatrzymała nas policja. Z ciekawosci prawdopodobnie.. Sprawdził pan dokumenty i posłużył nam trochę za przewodnika: zapytaliśmy m.in., gdzie tu można po górach pochodzić (mówił pan po angielsku! :) ). Zaproponował nam pan Viseul de Sus i kursującą tam kolejkę górską, która wywozi turystów w górę, na całodniową wycieczkę.
Trafiliśmy i oto jesteśmy:)
Samo miasteczko szare, nieciekawe. Jedyne zachęcające miejsce, w jakim znaleźliśmy coś do jedzenia to włoska knajpka. Zamówiliśmy pasty.
Znaleźliśmy dworzec, z którego miała odchodzić kolejka. Potwierdziło się: kolejka wyjeżdża w górę o 8 rano i wraca późnym popołudniem. Trzeba było poszukać noclegu w mieście.
Tanio niestety nie było. Najtańszy nocleg, jaki znaleźliśmy to.... 60€ za pokój...! Ceny bardzo niemieckie znowu:(
Nie wiem, co w nas wstąpiło, że się zdecydowaliśmy. Odnoszę teraz wrażenie, że nie byliśmy chyba do końca świadomi tej ceny...