i znowu burza. I ogromna ulewa!
W Eforie trzeba było szukać noclegu. Zastała nas noc.
Jeździliśmy więc uliczkami nadmorskiego kurortu i pukaliśmy do kolejnych domów w poszukiwaniu 'cazare'. Tzn JA pukałam:)
Biegałam od domu do domu w ulewie, pluskając się w wodzie do pół łydki, podczas gdy Kris jeździł w ślad za mną:)
I nawet w takich warunkach wybrzydzaliśmy co do ceny:)
W którymś w końcu domu zaoferowano nam chyba za przystępną cenę bardzo przyjemny pokoik na poziomie -0,5:)
Ulokowaliśmy się, ulewa nagle jakby ustała i można było wyjść.
Poszliśmy wiec późnym wieczorem (uzbrojeni w peleryny:) ) w poszukiwaniu kolacji. Zjedliśmy - o ile pamiętam - jakis 'fast-food', bo tylko takie budki były czynne i pozostało nam wrócić. Do morza wzburzonego nie doszliśmy.