Na drogę prowadzącą do Transfogarskiej zjechaliśmy ok 16.
Im dalej, im wyżej, tym oczywiscie zimniej.
Warto wiec zatrzymać się na poboczu, by się ubrać. Na górze może się nie chcieć wyjść z samochodu w spodenkach..
W drodze machał nam z nieba chmurny misiek:), poznaliśmy gromadę psiaków (znowu wcale a wcale niegroźne:) ).
Na najwyższym punkcie byliśmy ok. 18:30.
Tam w 'cabanie' wypiliśmy herbatę.
Wzdłuż drogi porozstawiane były stoiska. Większość juz była nieczynna, prawdopodobnie ze względu na pogodę - zzzimno, mokro, mglisto...
Na jednym ze czynnych jeszcze stoisk kupiliśmy gorącą gotowaną kukurydzę i po półgodzinnej przerwie zaczęliśmy zjeżdżać w dół.
Minęliśmy jeszcze stadko koni pasących się przy drodze.
Droga w dół dłużyła się. Zjechaliśmy na dół po.. 22? Ciemno już było i późno:)
Planowaliśmy zanocować gdzieś po drodze. Chciało nam się rozkładać namiot.
Jednak okolice nie wyglądały na tyle przyjaźnie, żebyśmy mogli czuć się całkiem swobodnie we dwoje. A poza tym chyba coś mnie brało (trochę jednak zmarzliśmy). Odpuściliśmy wiec i szukaliśmy noclegu pod dachem.