Ok 23 zatrzymaliśmy się przy pensjonacie o dźwięcznej nazwie "Dracula", a jakże ;)
Biuro było oświetlone, w biurze obsłużył nas.... ok 9-letni chłopiec!:)
Wpisał, co trzeba w komuterze, wziął paszporty, zaprowadził do pokoju i to wszystko PO ANGIELSKU!
[tak, zaprowadził nas też po angielsku ;) ]
Po wieczornej toalecie dobiegło nas zza okna wycie psa.
Nie zwrócilibyśmy na to większej uwagi. Ale zwróciliśmy. Bo od tej pory wył tak przez ok godzinę.
I nie byłoby w tym nic więcej dziwnego, gdyby nie to, że ów pies zanosił się w tym wyciu! Za oknem nic nie było widać - czarna noc. Prawdopodobnie kilkadziesiat metrów dalej był las.
Momentami (jak już psiak bardziej się rozkręcił;) ) owo wycie przypominało płacz dziecka dobiegający z lasu... Oj, potrafią gospodarze zapewnić swoim gościom bardzo odpowiednią atmosferę..:)
Gdzieś mam nagranie tego wycia (zarejestrowane na szybko telefonem).
Pięknie było. I tajemniczo.
Rankiem nie omieszkaliśmy obejść dom, idąc w kierunku, z którego dochodziło nas zawodzenie.
Spotkaliśmy tam pięknego, wielkiego, obojętnego na nas psiura, wygrzewającego się w słońcu na drewnianych belkach:)