W okolicy Nifon, wciąż na naszym skrócie zapytaliśmy przechodniów prowadzących wóz z mułem:) o dalszą drogę. Na migi dogadaliśmy się jako-tako. A po uzyskaniu informacji z gestykulacji i wybranych słów zorientowaliśmy się, że kawałek dalej bedzie szedł chłopiec, którego mamy zabrać na stopa.. Rzeczywiście:)
Upchęliśmy więc nasze bagaże i usiadłam z tyłu. Nasz autostopowicz okazał się wielką gadułą, wzięłam więc czym predzej do ręki podstawowy słownik (dysponowaliśmy tylko tym, dodanym do przewodnika). Dowiedzieliśmy się od chłopca, że mieszka w tej okolicy od zawsze, że jego mama chodziła do tej samej szkoły co on i że właśnie wracał do domu, do mamy. Prawdopodobnie z pracy w polu:)
Najczęściej powtarzanym przez nas zwrotem było oczywiście "Nu inteleg". Co w niczym chłopcu nie wadziło - opowiadał, jak najęty, a my wychwytywaliśmy pojedyncze słówka i ambitnie próbowaliśmy go zrozumieć. I tak przez ok 15 minut. Imienia nie pamiętamy.
A kiedy już wyjechaliśmy z pustkowi, w centrum pewnej wioski zatrzymała nas policja:)
Spisał nas pan, pozwolił zrobić sobie zdjęcie na służbie:) (co u nas jest nie do pomyślenia) i pojechaliśmy dalej. W dół.
I znowu kilometry pokonywaliśmy pustkowiami. A wokół noc.
Droga była potem całkiem niezła, wokół pola i pustkowia, a daleko, daleko na horyzoncie przed nami.. burza.
Na całej szerokości błyskawice, uderzające w morze raz po raz....
Wyglądało to przerażająco, bo pomiędzy jednym błyskiem a drugim nie było więcej niz 3 sekundy przerwy..
W końcu wjechalliśmy w tą burzę. Biorąc pod uwagę, że w okolicy wydawaliśmy się być najwyższym punktem.. byliśmy dobrej myśli :)
Aż w ulewie dojechaliśmy do Ovidiu.