Nie potrafię przypomnieć sobie noclegu ostatniego. Brak nam fotek z tego miejsca. Uzupełnię więc w terminie późniejszym.
W Oradei trzeba było wydać ostatnie rumuńskie drobne - poszliśmy wiec na ostatnią rumuńską kawę. Trafiliśmy do zakątka w bramie z czarnym krukiem (witrażowym).
[jakiś czas później w jednym z programów był tam również R. Makłowicz:) ]
Oradea, to jedyne miasto, w którym trafiliśmy na prawdziwie po rumuńsku ubrane kobiety:) Długie, kolorowe spódnice, chusty na głowach, itp.
Po przejściu przez miasto opuściliśmy Rumunię...
Piękny kraj!
Tak zróżnicowany, tak kolorowy, tak przemili ludzie..! Ciągnie nas, żeby tam wrócić..
ps. w conajmniej 7 miastach spotkać można słynną wilczycę kapitolińską z bliźniakami