Zasiedzieliśmy się w Sabli. I dobrze:)
Trzeba raz na jakiś czas odetchnąć od tego pędu.
Cały jeden dzień spędziliśmy wiec tam, na plaży i na polu.
Bardzo sympatycznie:)
Ale czas wracać. Udaliśmy się więc w kierunku granicy bułgarsko-rumuńskiej, którą postanowiliśmy przekroczyć w mieście Silistra, gdzie czekała nas przeprawa promem, rozgraniczająca te 2 państwa.
W Silistrze zjedliśmy obiad. Kiedy pytałam pania o dane potrawy, wymienione w przewodniku, jako tradycyjne, narodowe, bułgarskie - nie zaoferowano mi nic z wymienionych:)
Pozostało mi wziąć coś w ciemno. Do tej pory nie wiem, co to było. Coś w rodzaju pljeskavicy.
Przepłynęliśmy promem rzekę i udaliśmy się na Bukareszt.