Cały dzień spędziliśmy głównie w podróży.
Śniadanie (po noclegu w pensjonacie 'Dracula') zjedliśmy na łonie natury - nad rzeką za miastem Curtea De Arges.
Uroczo, słonecznie, śpiewajace ptaki, owady letnie zaciekawione..:)
Mijając tamtejsze wioski widzieliśmy m.in. oryginalną myjnię samochodową: dwóch panów brodziło w rzeczce z gąbkami w dłoniach, krzątając się wokół białej Dacii:)
Prztrafiła nam się wtedy również naprawa koła w jednym z dziesiątek przydroznych zakładów wulkanizacyjnych (już wiemy, dlaczego ich aż tyle;) ).
Panowie zakleili dziurę rozgrzewając gumę strumieniem ognia. Nie mieliśmy niestety gotówki. Najbliższy bankomat był 10km stamtąd. Nie było to dla panów problemem - puścili nas, ufajac, że wrócimy.
Oczywiście, że wróciliśmy:)
Dalsza droga nie należała do najłatwiejszych.
Kierowaliśmy się na Huedoarę.
Droga nie była asfaltowa. Tzn kiedyś być może była, jednak teraz była w strasznym stanie. Nie daliśmy momentami rady rowinąć prędkości większej niż 20km/h. Droga prowadziła lasami. Wydawało się, że prowadzi na koniec świata.
Po kilku godzinach zmęczeni zatrzymaliśmy się nad jeziorem. Nie było za bardzo warunków do rozkładania namiotu. Zjedliśmy więc obiad przy zachodzie słońca (sałatkę własnej roboty:) ) i ruszyliśmy dalej.
Po całym dniu w podróży nocą dotarliśmy do Hunedoary.
Pojechaliśmy w kierunku pobliskiego jeziora, tam spodziewaliśmy się campping'u, którego niestety nie znaleźliśmy.
Ok 1 w nocy znaleźliśmy hotelik.
Pukaliśmy, dzwoniliśmy.. cisza.
Dzwonek dzwonił na pewno - słyszeliśmy go. Widzieliśmy też, że krzątali się tam ludzie. Nikt nam jednak nie otworzył. Pozostało nam nocować w samochodzie na przyhotelowym parkingu.